Choć Płocczanie przyjechali do Zabrza w bardzo komfortowej sytuacji, to jednak nie mieli zamiaru choć na chwilę się rozluźnić. Prędko też zaprezentowali swój największy atut - szczelną i wyjątkowo skuteczną obronę. Górnicy regularnie byli zaskoczeni agresją gości, którzy nie bali się wyjść w obronie daleko przed swoje koło, na 10 czy 12 metr. Górnicy jednak próbowali kolejnych ataków, głównie mierząc ze skrzydeł. Doskonale też spisywał się bramkarz Trójkolorowych, Piotr Wyszomirski, który od początku odbijał próby rywali. Jednak mimo jego wysiłków, już w 10. minucie tablica wskazywała wynik 5:2 dla gości. I co gorsza, Płocczanie cały czas uciekali Zabrzanom na jeszcze większą przewagę. Gdy różnica wynosiła już pięć bramek, o czas poprosił trener Górnika, Arkadiusz Miszka. Gospodarze wdrażali nową ofensywną taktykę, ale wciąż mieli problem ze sforsowaniem defensywy gości. Ci za to zdołali uciec już na osiem bramek, 15:7. Wtedy jednak Trójkolorowi złapali dodatkowy oddech, bo wpierw rzutem z pozycji popisał się Adam Wąsowski, a później kontrę wykorzystał Krzysztof Komarzewski. Zabrzanie zanotowali bardzo dobry fragment gry, kończąc pierwszą połowę wynikiem 12:18.
W przerwie lekcje lepiej odrobili goście, którzy po gwizdku popisali się czterema bramkami z serii. Tego było za dużo dla trenera Miszki, który natychmiast poprosił o czas. Jego podopieczni zaczęli grać w ataku cierpliwiej, szukając okazji do podania do pierwszej linii. To przynosiło efekt, bo jednak przez dziesięć następnych minut oba zespoły wymieniały się bramka za bramkę. Dystans Zabrzan do rywali wynosił jednak wciąż 10 bramek. Dostrzegając iluzoryczną szansę na wygraną w tym spotkaniu, trener MIszka postanowił wprowadzić do gry również tych zawodników, którzy wcześniej na parkiecie meldowali się zdecydowanie rzadziej. Na dłużej na parkiecie mógł zameldować się Jakub Pinda czy Szymon Pluczyk. Goście jednak w odpowiedzi znów się rozstrzelali. I to nawet mimo czerwonej kartki dla Kiryla Samoili za kolejny brutalny faul! Wyraźnie nie brakowało im sił, nawet na trzy minuty przed końcem ochoczo biegając do kontr. Zaczęli uciekać na czternaście, a nawet piętnaście bramek, jak w pierwszym meczu. I właśnie takim stosunkiem bramek zakończyło się to spotkanie. Tablica po ostatnim gwizdku tablica wskazywała wynik 20:35.
MVP meczu został Mirko Alilović, który bronił płockiej bramki z aż 45% skutecznością.